sobota, 28 września 2013

ROZDZIAŁ 7.

Wróciłam do domu cała zapłakana. Usiadłam w fotelu i wyciągnęłam ponownie zdjęcia z koperty. Łzy płynęły strumieniami po moich policzkach, ale nie dbałam teraz o to. Co ja powiem Zacowi? Czy w ogóle mu mówić? Przecież nie chcę go zranić. Nie teraz. Nie mogę tego zrobić teraz, gdy zaczęło nam się układać. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk mojej komórki. Sms. Chyba nie muszę już mówić od kogo.
Dopóki będziesz robiła co każę, Zac o niczym się nie dowie. ~ H
Czy ten koszmar się kiedyś skończy?! Nie chciałam mu już odpisywać, po prostu nie miałam na to siły. Wzięłam prysznic i udałam się do łóżka. Jutro muszę już iść do pracy. O dziwo szybko zasnęłam.
***
Obudził mnie dźwięk mojego budzika. Miałam jeszcze dwie godziny do pracy. Wstałam, wzięłam prysznic i zaczęłam przygotowywać śniadanie. Cały czas patrzyłam na moje nagie zdjęcia, które wczoraj zostawiłam na stoliku. Próbowałam zrozumieć jakim cudem sprawy zaszły aż tak daleko. Niedawno próbowałam się pozbierać po zdradzie Liama, a teraz? Robię Zacowi dokładnie to samo co mi zrobił Liam, jestem taka sama. Skończyłam jeść płatki, umyłam miskę i założyłam ubrania do pracy. Byłam gotowa. Przed wyjściem schowałam zdjęcia do szafki z bielizną, nie chcę żeby dostały się w niepowołane ręce.
Doszłam do baru, w którym pracowałam. Na dzień dobry przywitały mnie pretensje Josepha.
-Dziewczyno, gdzie ty wczoraj byłaś?! - był niesamowicie wściekły, ale przecież Harry zapewnił, że zadbał o zastępstwo. Nie rozumiem o co te całe pretensje.
-Ja ... przepraszam miałam dużo na głowie. To się już więcej nie powtórzy. - przysięgam, że jeśli ponownie spotkam Harrego, zabiję go.
-Dobra, pośpiesz się, dzisiaj wieczorem jest impreza. Musisz zostać po godzinach. - świetnie, teraz jeszcze muszę zostać dłużej w pracy.
-Ale ... - próbowałam jakoś się wymigać. Muszę przyznać, że nie należę do osób, które lubią robić czegoś poza swoje obowiązki.
-Chyba to nie jest dla Ciebie problem? W każdej chwili możesz odejść, nie trzymam Cię tutaj na siłę, ale jutro już możesz nie przychodzić. - widziałam wyraz jego twarzy, więc wolałam już się nie odzywać. Pod koniec zmiany Joseph pozwolił wyskoczyć mi po coś do jedzenia, żebym miała siłę siedzieć za barem do 3.00. Udałam się szybko do knajpy, zamówiłam jedzenie na wynos i usiadłam przy stoliku czekając na odbiór. Moją uwagę przykuła brunetka w wysokim kucyku. Zaśmiała się, a ja nie musiałam widzieć jej twarzy, żeby wiedzieć kim jest. To była Ashley. Siedziała przy stoliku z jakimś chłopakiem. Wydawał się być starszy od niej. Gestem ręki wskazał na mnie na co Ashley się odwróciła. Od razu zobaczyłam nienawiść w jej oczach tylko za co? Przecież to nie była moja wina, ale widocznie ona sądzi inaczej. Podeszli do baru stając jednocześnie obok mojego stolika. Chłopak płacił kelnerowi, natomiast wzrok Ashley cały czas był skierowany na moją osobę.
-Chodź Steven, nie chcę zwymiotować na czyiś widok. - rzuciła złowrogie spojrzenie, a ja tylko spuściłam głowe w dół. Miałam tego dość, ale byłam zbyt słaba i nieśmiała żeby jej cokolwiek odpowiedzieć. Po kilku minutach odebrałam moje zamówienie i udałam się z powrotem do pracy.
-Hej Joseph, już jestem - powiedziałam, kładąc jedzenie i ubierając uniform.
-Świetnie, zjedz szybko i pomóż rozkładać stoliki. - posłuchałam go i pośpiesznie zjadłam lunch. Przygotowaliśmy klub do 21.00. Byłam zmęczona tym wszystkim, ale obiecałam, że zostanę do końca i zamknę klub.
-Ja już lecę.  Przyjdź jutro na 13.00, ja mam klucze zapasowe, a tymi zamknij drzwi.  - Joseph wręczył mi klucze i wyszedł z klubu. Zostałam sama. Pomału schodziło się dużo ludzi. Kilka bójek, głośna muzyka i pełno spoconych osób na parkiecie, ale jak to każda impreza.
-No cześć piękna.  - poczułam parę rąk za mną.  Szybko się odwróciłam, a na mojej twarzy od razu zagościł uśmiech.
-Zac! Co ty tu robisz? - byłam zaskoczona, że przyszedł.
-Wiesz, byłem po moją dziewczynę w jej mieszkaniu, ale nikogo nie zastałem. Chciałem jej zrobić niespodziankę i wyciągnąć ją na imprezę, ale widać, że bawi się już beze mnie. - chciał wyglądać na smutnego. Nie wyszło mu to. Zaczęłam się głośno śmiać i wróciłam do dalszego obsługiwania klientów.
- Więc może zatańczymy dopóki nie wróci moja dziewczyna? -nie mogłam powstrzymać śmiechu.
-Przykro mi. Pracuję. - bardzo chciałam się bawić na parkiecie jak inni, ale obowiązek to obowiązek. Trzeba go wykonać.
-Hmmm ... Skoro ty nie możesz tańczyć, to ja mogę ci pomóc. - patrzyłam na niego zdziwiona, a on zabrał ode mnie ścierkę, pościerał z blatu i zaczął nalewać piwo dla klienta.
-To miło, że chcesz mi pomóc. Skoczę po dodatkowe paczki chipsów, poradzisz sobie? - starałam się przekrzyczeć muzykę.
-Jasne, idź.  - posłał mi uśmiech, a ja ruszyłam na tyły baru gdzie przechowywaliśmy paczki.
-Gdzie Joseph położył te kartony?! - mówiłam sama do siebie, okej dziwna jestem. Nie mogłam znaleźć odpowiedniego kartonu, a to doprowadzało mnie do szału.
-Tego szukasz skarbie? - usłyszałam głos za sobą, ale nie należał on do Zaca ... To był Harry. Odwróciłam się i zobaczyłam idiotę (czytaj Harry) z szukanym przeze mnie kartonem w ręce.
-Tak, dziękuję.  - zbliżyłam się, aby odebrać własność, ale on momentalnie rzucił paczkę i złapał mnie za rękę.
-Czego kurwa chcesz?! - byłam wkurwiona. Po co on w ogóle przychodzi?! Nie rozumie co to znaczy "daj mi spokój"?!
-Skarbie dobrze wiesz czego chcę. Ciebie. - zamarłam i nie wiedziałam co dalej zrobić.  Poczułam, że odrywam się od ziemi . Zostałam przywarta do ściany. Harry zaczął składać pocałunki wzdłuż mojej szyi. Z jednej strony tego nie chciałam, ponieważ bardzo zależało mi na Zacu, ale z drugiej Harry miał coś w sobie takiego co tylko do niego przyciągało. Sama się już pogubiłam. Starałam się oderwać od Harrego, ale to tylko spowodowało jeszcze mocniejszy uścisk z jego strony. Harry jechał dłonią w kierunku guzika od moich spodenek. Usłyszałam kroki zbliżające się w naszą stronę. 
-Em jesteś tu? Musisz mi pomóc. - znajomy głos rozbrzmiał w moich uszach i wiedziałam, że należy do Zaca. 
-Harry puść mnie! Zac tu idzie! - miałam nadzieję, że mnie puści i nie będę musiała się tłumaczyć przed Zackiem.
-To świetnie, że idzie. Będzie miał co podziwiać skarbie - posłał chytry uśmieszek i dalej całował moją szyję. Świetnie, jestem skończona.
_________________________________________________________________________________
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

9 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń