sobota, 8 marca 2014

ROZDZIAŁ 10.

Siedziałam na ławce z telefonem w ręku nie wiedząc co odpisać. Sama już nie wiem komu ufać. Może Harry ma rację? Może Zac nie jest tym za kogo się podaje? Nie wiem już co myśleć, ale jedno jest pewne. Muszę spróbować porozmawiać z Zackiem i dowiedzieć się czegoś więcej o jego życiu. Nie mogę w stu procentach ufać Harremu, osobie, która uprawiała ze mną seks wbrew mojej woli. Dwukrotnie! Postanowiłam nie wzbudzać żadnych podejrzeń i zgodziłam się na spotkanie z Zackiem. Odpisałam na sms'a, schowałam telefon i postanowiłam jeszcze chwilę pobiegać. Musiałam to wszystko sobie jakoś poukładać. Jeżeliby brać słowa Harry'ego na poważnie, to wychodzi na to, że Zac jest niezłym chujem. Jak można pobić swoją własną matkę?! Gdy byliśmy nad basenem nie fatygował się mi o tym powiedzieć. Tylko czemu? Dlaczego na siłe chciał z Harry'ego zrobić "tego złego", podczas gdy to on mógł taki być? Za dużo już o tym myślę, zdecydowanie. Nim się zorientowałam, dobiegłam pod mój blok. Weszłam do mieszkania, wzięłam szybki prysznic i postanowiłam coś zjeść. Zanim zdążyłam wejść do kuchni, usłyszałam sygnał mojej komórki. To był Joseph.
Hej Em, mogłabyś sprawdzić swoją pocztę i wykonać tą prace, którą podesłałem w załączniku jak najszybciej? To pilne, z góry dzięki.
Świetnie, akurat teraz kiedy jestem głodna, zmęczona, a na dodatek mam się spotkać z Zackiem. Czy on myśli, że nie mam życia prywatnego poza pracą? Oh, nieważne. Zrobię to później. Praca nie zając, nie ucieknie. Szybko zjadłam naleśniki z serem, przebrałam się i czekałam na Zac'a. Szczerze boję się, bo nie wiem jak wypytać go o to wszystko czego się dowiedziałam, ale tak dyskretnie, żeby niczego nie podejrzewał. Z moich zamyśleń wyrwał mnie dźwięk domofonu. Wzięłam torebkę i pośpiesznie wyszłam przed budynek. Zac już na mnie czekał. Przywitałam się z nim całusem w policzek. Teraz, kiedy wiem trochę za dużo dziwnych rzeczy jakoś dziwnie jest mi się z nim pocałować, ale sama nie wiem czemu.
-Hej piękna, co tam u ciebie? - dlaczego tak dziwnie to brzmi? Jezu, dla mnie wszystko jest teraz dziwne. Nieważne.
-A nic specjalnego. Rano trochę pobiegałam w okolicy parku, a później miałam się zająć jakąś pracą, ale zostawiłam to na później. Joseph jest zdecydowanie najbardziej wkurzającym szefem na świecie. - chciałam dodać jeszcze, że kurewsko przystojnym, ale to chyba nie wypada.
-A u ciebie? - dodałam. Ta rozmowa była jakaś inna. W ogóle się nie kleiła.
-W porządku. - wow, małomówny.
-Co robiłeś ciekawego przez ten czas kiedy się nie widzieliśmy? - widziałam, że spiął się trochę, gdy go o to zapytałam. Wcześniej nie byłoby to dla mnie podejrzane, ale teraz jest.
-W sumie nic specjalnego. Byłem w jednym z moich hoteli zobaczyć jak idzie praca i takie tam. - ta, akurat. Dlaczego mój własny chłopak mnie okłamuje?
-Więc .... Co będziemy robić? Masz jakieś plany?
-Właściwie myślałem, żebyśmy skoczyli na paintball, a później chciałbym pójść z tobą na kolację.
-Brzmi fajnie. - nie byłam nigdy na paintball'u, więc pomysł wydawał mi się fajny. Może się trochę rozerwę i przestane ciągle myśleć o tym, co widziałam rano. Z moich zamyśleń wyrwał mnie głos Zacka.
-O czym tak myślisz? Coś się stało? - skłamać czy wypytać? Nie, jednak wolę poczekać z "dochodzeniem".
-Tak tylko myślałam o paintball'u. Nigdy nie byłam na czymś takim. Może być naprawdę fajnie, tylko musisz dać mi jakieś fory. - zaśmiałam się. W odpowiedzi dostałam przepiękny uśmiech Zacka. Co jak co, ale uśmiech to naprawdę ma cudowny.
-Niemożliwe, że nigdy nie byłaś na paintball'u. Pokochasz to, zobaczysz. - znowu posłał mi ten idealny uśmiech. Jeszcze jeden i umrę, przysięgam. Zac wyjaśnij mi wszystkie zasady gry zanim doszliśmy na miejsce.
-Poczekaj tutaj chwilę, pójdę po sprzęt i ubrania. - zrobiłam jak powiedział i czekałam niedaleko wejścia na ogromne "pole bitwy". Po chwili pojawił się Zac z kombinezonem, okularami ochronnymi i dwoma pistoletami.
-Ten jest twój, nie wiedziałem jaki rozmiar, więc wziąłem na oko. Powinien być dobry. - podał mi mniejszy kombinezon. Też myślę, że się zmieszczę.
-Dzięki, gdzie mogłabym się przebrać? - zapytałam, w efekcie czego Zac zaczął się tylko śmiać. Co jest takiego zabawnego?
-Nie potrzebujesz przebieralni, ponieważ to zakłada się na ubrania. Nie musisz niczego ściągać. - teraz śmiał się jeszcze bardziej, a ja sie zaczerwieniłam. Jaki przypał. Gdy byliśmy już gotowi, młoda kobieta wpuściła nas na pole. Musze przyznać, że teraz to było jeszcze większe niż sie wydawało. Nie wiedziałam co mam robić zanim nie poczułam, że oberwałam czymś w brzuch. Spojrzałam zdezorientowana na kombinezon, na którym była żółta plama.
-Trafiona! Lepiej się broń, bo cie za chwile zabije! - usłyszałam zza drzewa głos Zaca. Nie wiedziałam za bardzo jak się w to gra albo gdzie mogę się skutecznie schować, ale przecież nie będę stała i patrzyła jak Zac mnie pokonuje. Schowałam się za jeden z większych głazów. Gdy zobaczyłam Zaca, chciałam go trafić, żeby wyrównać szanse. Przez przypadek zamiast trafić jego, wycelowałam w pień drzewa, który znajdował się dwa metry od niego. Zac wybuchł śmiechem, a ja nie mogłam powstrzymać się przed tą samą reakcją.
-Daj, pokaże ci. - Zac podszedł do mnie i chwycił za moją broń. Oby znowu nie chciał celować we mnie.
-To musisz wziąć lewą ręką, tutaj kładziesz dwa palce prawej, celujesz i strzelasz. - pokazywał mi wszystko bardzo dokładnie, a ja zastanawiałam się skąd tak dobrze to wszystko wie. No tak, przecież jest "gangsterem". Skrzywiłam sie troche na moje myśli, ale postanowiłam sie dobrze bawić nie zadręczając się tego typu sprawami.
Graliśmy około dwóch godzin. Musze przyznać, że ta gra jest cholernie męcząca.
-Wygrałem, ale muszę przyznać, że jak na pierwszy raz byłaś całkiem dobra. - powiedział Zac na co tylko zrobiłam obrażoną mine.
-Wcale, że nie. Byłam lepsza. Musisz to przyznać, to ja pokonałam ciebie. - wiem, że w sumie tak nie było, ale nie lubię przegrywać. Moja kolejna wada.
-No dobrze, niech ci będzie. Głodna? - żebyś wiedział, że umieram z głodu.
-Tak, strasznie. To jest męcząca i trudna gra. - powiedziałam, a Zac tylko się lekko uśmiechnął.
-W takim razie chodźmy coś zjeść. Zapraszam cię do Paradisso, moja ulubiona restauracja. - powiedział dumnie. Nie znam jeszcze wszystkim obiektów w tym mieście i pewnie nigdy do końca ich wszystkich nie odkryję, więc zaufam jego gustowi. Po jakimś czasie dotarliśmy do ogromnego budynku. Wyglądał na bardzo drogi. Kojarzył mi się z tymi wszystkimi wieżowcami z filmów.
-Jesteśmy na miejscu. - Zac uśmiechnął się bardziej do siebie niż do mnie. Otworzył przede mną drzwi. Weszłam do środku i zamarłam. Tu zdecydowanie było zbyt drogo!
-Zac, kolacja tutaj musi kosztować fortunę. - nie mogłam wyjść ze zdumienia. Stałam w holu z otwartą buzią i patrzyłam na te wszystkie drogie dzieła sztuki, ogromny bar z bardzo drogimi drinkami i stoły z idealną zastawą.
-Nie przejmuj się tym. Ja stawiam. - wiedziałam, że Zac jest bogaty chociażby po wystroju jego domu czy tym, że posiada hotele, ale nigdy nie sądziłam, że aż tak. Mnie w życiu nie byłoby stać na chociaż drinka w takim lokalu, a co Boże mówiąc tu o kolacji. Zajęliśmy miejsca na pierwszym piętrze obok ogromnego okna. Widok stąd był naprawdę cudowny. Kochałam Miami nocą. Te wszystkie oświetlone obiekty były cudowne. Podłoga była ze szkła, więc widzieliśmy wszystko co działo się na dole. Podeszła do nas młoda brunetka, nie miała zapewne więcej niż dwadzieścia pięć lat. Muszę przyznać, że była bardzo ładna.
-W czym mogę pomóc? - posłała nam ciepły uśmiech. Wydaje sie sympatyczna.
-Na co masz ochotę? - zapytał mnie Zac nie zwracając uwagi na kelnerke.
-Wezmę to co ty. - posłałam mu lekki uśmiech. Nie wiedziałam za bardzo co mogę tutaj zamówić, więc zdam się na jego gust.
-W takim razie poprosimy Bruschette, a jako przystawkę Semifreddo z czekoladą i wino czerwone. - Zac złożył zamówienie, a ja tylko siedziałam nie wiedząc co powiedzieć. Nigdy w życiu nie jadłam ani nie słyszałam dziwniejszych nazw potraw. Kelnerka zapisała wszystko w swoim notesie i odeszła od stolika. 
-Zamówiłem najlepszą kolację jaką w życiu tutaj jadłem. Mam nadzieję, że będzie ci smakować.
-Z pewnością. - odpowiedziałam. Myślę, że nie będzie to takie złe.
-Od jak dawna prowadzisz sieć hoteli? - przerwałam niezręczną ciszę. 
-Mówiłem ci już. Od śmierci moich rodziców. Czemu pytasz? - Zac uniósł brwi, zdziwiony moim pytaniem. Muszę wypytać go o wszystko zanim uwierzę w słowa Harry'ego. Dlaczego w ogóle o nim myślę na naszej randce?
-Tak tylko sie zastanawiałam. Zapomniałam po prostu. - nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nigdy nie byłam dobra w kłamaniu. 
-Okej? - chyba tego nie kupił. 
-A jacy oni byli? Twoi rodzice.
-W porządku, ale nie często sie widywaliśmy. Ojciec miał firmy na całym świecie, więc często podróżował, a matka, jako że nie wierzyła w związki na odległość, zawsze podróżowała z nim. Mało co ich pamiętam. - z tego co słyszę, nie miał łatwego dzieciństwa. Rodzice mieli go zwyczajnie w dupie i jeszcze jego brat, z którym też nie miał za dobrego kontaktu. Współczuję mu. Sama już nie wiem czy Harry rzeczywiście miał rację z tym wszystkim, co mi naopowiadał. 
-A jak tam twoja mama? Wszystko z nią dobrze? - nie rozumiałam dlaczego o nią pyta. Dziwne.
-Tak, a czemu miałoby nie być?
-Na imprezie byłaś zapłakana, bo jej stan był ciężki. Dostała sie do szpitala prawda? - o kurwa. Wpadłam.
-Ah tak. Już jest lepiej, lekarze mówią, że niedługo będzie mogła wyjść ze szpitala. - modliłam sie tylko, żeby to kupił i nie drążył już tematu. Na szczęście przyszła brunetka z naszymi zamówieniami. Postawiła przede mną talerz z potrawą. Muszę przyznać, że ładnie pachnie, więc może będzie też dobre.
Do końca posiłku żadne z nas się nie odezwało. Nagle rozległ się dźwięk komórki Zac'a. 
-Przepraszam, muszę odebrać. - posłał mi przepraszający uśmiech i oddalił się od stolika. Nie słyszałam za bardzo rozmowy, ale był strasznie wściekły. Ciekawe kim jest jego rozmówca. Po chwili Zac dołączył do mnie przy stoliku.
-Muszę cię bardzo przeprosić, ale dzwonił jeden z moich pracowników. - zawahał się na chwilę. - Mają awarię w jednym z hoteli, jestem im potrzebny.
-Jasne, rozumiem. - właśnie, że nic z tego nie rozumiem. Jest szefem, nie może po prostu zlecić tego komuś innemu tylko musi wyjść w trakcie naszej kolacji?
-Nie będziesz zła jeśli cię nie odprowadzę? Naprawdę to jest bardzo ważne. - nigdy nie widziałam go bardziej zdenerwowanego.
-Nie. Możesz iść śmiało, wezmę taksówkę. - posłałam mu uśmiech. Udaliśmy się na parter, aby uregulować rachunek. Zac zapłacił za kolację, pocałował mnie, po czym zniknął zostawiając mnie samą w holu. To była chyba najdziwniejsza rzecz jaka wydarzyła się dzisiejszego dnia. Wyciągnęłam telefon z zamiarem zadzwonienia po taksówkę, ale nie mogłam się doszukać telefonu. No tak, pewnie został w domu. Świetnie. Nie chciałam prosić kelnerki o możliwość skorzystania z telefonu, więc postanowiłam, że się przejdę. Mam nadzieje, że to niedaleko. Szłam wolno rozmyślając o tym, co wydarzyło się ostatnio w moim życiu. Zdrada Liam'a, mój wyjazd, poznanie Zac'a, Harry'ego i Ashley aż do teraz. Ciekawe co jeszcze mogłoby mnie spotkać?
-Hej, wiesz może która godzina mała? - usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się, żeby zobaczyć przed sobą mężczyznę. Był wysoki, łysy i strasznie śmierdział. Była to mieszanka taniej wódki z papierosami. Okropieństwo. Mężczyzna zaczął się do mnie zbliżać. Zrobiłam kilka kroków w tył po czym uderzyłam w mur. Świetnie, mam odpowiedź na moje pytanie. 
-Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy. Tylko się troszeczkę zabawimy. - mężczyzna zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość. Chwycił moje ręce umieszczając je za głową.
-Pomocy! - zaczęłam krzyczeć. To jedyne co mogłam w tej chwili zrobić.
-Nie wrzeszcz szmato! I tak cie nikt nie usłyszy! - poczułam jak mnie uderza. Mimowolnie zaczęłam płakać. Wiedziałam, że się z tego nie wydostanę. Nagle usłyszałam tylko krzyk mężczyzny i poczułam, że moje dłonie są wolne. Otarłam łzy i zobaczyłam Harry'ego siedzącego na tym facecie. Okładał go pięściami.
-Skurwielu zapłacisz za to, że ją dotknąłeś! - usłyszałam jak Harry mówi to nie przestając go okładać. Musi przestać jeśli nie chce mieć problemów. 
-Harry, przestań! Przestań, już dość! - próbowałam go odciągnąć, ale na nic się zdały moje próby. 
-Harry, chodź idziemy! - powoli zaczął się podnosić. Mężczyzna zwijał się z bólu. Z jego nosa i wargi sączyła się krew. Należało mu się. 
-Chodźmy stąd. - Harry pociągnął mnie za sobą, zostawiając tam wijącego się z bólu mężczyznę. Przystanęłam na moment nie bardzo wiedząc co sie właśnie wydarzyło. Nie docierało to do mnie.
-Co tam się właściwie stało? - zapytałam nadal zszokowana.
-Chciał się do ciebie dobrać, dupek. Pokazałem mu gdzie jego miejsce. - Harry wysyczał te zdania przez zęby, wciąż zaciskając pięści. 
-Skąd w ogóle wiedziałeś gdzie jestem? Jak się tam znalazłeś?! - miałam do niego teraz za dużo pytań.
-Nie wiedziałem, że to ty. Przechodziłem i widziałem, że koleś dopiera się do laski to co miałem stać i patrzeć?! - w sumie miał rację. Jestem mu bardzo wdzięczna, że się tam pojawił. Gdyby nie on, nie wiem jakby się to skończyło.
-Dziękuję. - tylko tyle byłam w stanie powiedzieć. 
-Do usług. W ogóle co ty tu robiłaś? Sama? Wieczorem?
-Byłam z Zackiem na kolacji, ale musiał wyjść. Awaria w hotelu czy coś. - odpowiedziałam. Widziałam jak Harry zaciska pięści. Był wkurwiony.
-Awaria tak? Tak to się teraz nazywa? - kpił sobie, a ja nie bardzo wiedziałam o co mu chodzi dopóki nie odwróciłam się w kierunku, w którym spoglądał. Zobaczyłam Zac'a. Z bronią. Jedyne co działo się później to wystrzał z broni i upadające ciało. Tylko tyle byłam w stanie zarejestrować. To nie może być prawda. 

____________________________________________________
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba. Dziękuję wszystkim, którzy pomimo mojego niezdecydowaniea co do fanfiction nadal to czytają. Kocham Was i do następnego rozdziału. 

piątek, 7 marca 2014

COME BACK!

A więc postanowiłam (po raz 345678765), że nie chcę kończyć tego fanfiction i widzę sens pisania dalej. Widzę te wszystkie motywujące mnie komentarze, to jak strasznie chwalicie to fanfiction. Gdy wchodziłam rano, zawsze miałam jakiś komentarz i od razu miałam humor na resztę dnia. Zmienili się co nieco bohaterowie (możecie ich zobaczyć w zakładce "bohaterowie") oraz mamy nowy zwiastun, który zawdzięczamy @alohaian. O rozdziałach nadal będą informowane te osoby, które są zapisane, a jeśli jakieś nowe dojdą, że tak powiem, to możecie się zapisać w zakładce "informowani". Także mam nadzieję, że będzie dużo czytelników i postaram się jeszcze w weekend dodać rozdział dziesiąty.
KOCHAM WAS, WASZA @bestrong4idols

czwartek, 17 października 2013

ROZDZIAŁ 9.

Wstałam wcześnie rano. Po wczorajszych wydarzeniach nie mogłam spać spokojnie. Przyjechałam do Miami, aby zaznać trochę spokoju, a jak na razie pakuję się w same kłopoty. Miałam już zwyczajnie dość. Ubrałam się, zjadłam śniadanie i wyszłam na dwór trochę pobiegać. Muszę się jakoś odstresować, a jedynie to może mi pomóc. Udałam się w kierunku pobliskiego parku. Musiałam to wszystko przemyśleć. Biegłam szybko przed siebie, aż dotarłam do jakiegoś opuszczonego domu. W sumie to nawet nie wyglądało jak dom tylko jak jakieś ruiny. Dobiegał stamtąd znajomy głos. Zajrzałam i nie mogłam uwierzyć w to co zbaczyłam. Na środku stało pudło z bronią, a obok niego ... Zac. Co to do cholery wszystko znaczy?! Odsunęłam się i poczułam objęcie w pasie. Chciałam krzyknąć, ale ktoś zamknął mi usta ręką.
-Ciii, spokojnie skarbie. - to był oczywiście idealny, wspaniałomyślny Harry.
-Czego chcesz?! - próbowałam nie podnosić zbytnio głosu. Nie chciałam, aby Zac wiedział, że tu jestem.
-Auć, chyba powinnaś wyjaśnić sobie coś ze swoim chłopakiem. Widząc twoją minę, wydaje mi się, że nie powiedział ci jeszcze całej prawdy. - nie do końca wiedziałam co miał na myśli mówiąc "całej prawdy".
-Ty ... wiesz coś o tym? Co jeszcze ukrywa? - miałam nadzieję, że powie mi coś więcej na ten temat.
-Może lepiej chodźmy stąd, chyba nie chcesz, żeby nas usłyszał? - chwycił moją dłoń, ale natychmiast się wzdrgnęłam i wróciły do mnie wspomnienia z ostatniego dnia. Może kiedyś o tym zapomnę, ale jeszcze nie teraz.
-Hej, wiem, że się mnie boisz okej? Przepraszam za wczoraj, ale jak inaczej miałem ci pokazać, że jesteś kurewsko gorąca i mnie pociągasz? Nie chciałem, żeby tak wyszło. - Widziałam w jego oczach, że żałował, ale musiałam z nim iść jeżeli chciałam uzyskać odpowiedź na moje pytania. Ruszyliśmy przed siebie. Harry wciąż milczał co spowodowało, że czułam się jeszcze bardziej niezręcznie.
-Jeżeli mówiłeś szczerze, że żałujesz, to po co był ten sms? - pokazałam mu jego poprzednią wiadomość. Wiem, że to głupie pytanie, ale tylko tak dowiem się czy przeprosiny były szczere.
-Bo jeszcze dziś rano nie żałowałem, ale widząc twój niepokój w oczach, wiedziałem, że jeśli przeproszę, pójdziesz ze mną. - posłał mi uśmieszek. Aż tak łatwo mnie rozgryść? Coraz bardziej mnie zaskakuje.
-Dobra, zmieńmy temat. - zrobiło się trochę dziwnie.
-Sama skarbie zaczęłaś. - znowu ten uśmiech. Och, irytuje mnie już. Ma odpowiedź dosłownie na wszystko. To trochę przytłaczające.
-A więc, co wiesz na temat Zaca? - jestem zbyt ciekawska, ale nie mogę zapytać o to mojego "chłopaka". Wolę wypytać Harrego.
-Hmm .. No wiesz, jest moim bratem, ma na nazwisko Sommers ... - zaczął wyliczać, a do cholery dobrze wiedział, że nie o to mi chodzi.
-Idioto, nie o to przecież pytam. Mówię o tym, czego byłam świadkiem przed chwilą. - może zacznie w końcu normalnie mówić.
-Aaa to. To nic wielkiego. Siedział trzy lata, po czym wyszedł i znowu trafił za kratki na rok. - stanęłam w miejscu i nie wiedziałam czy robi sobie jaja, czy mówi serio.
-Że co kurwa?! Czy ty możesz być chociaż przez moment poważny?! - byłam na niego wkurwiona. Oczywiście uśmiech nie znikał z jego twarzy, więc przypuszczam, że żartował.
-Ale ja mówię całkiem poważnie. Trzy lata siedział za zabicie jednego z Mrocznych, ale dlatego tak krótko, że nie do końca udowodniono mu winę, a rok za pobicie matki. - czułam się okropnie. Od razu poczułam mdłości na samą myśl o tym. Jak mogę w ogóle się spotykać z kimś takim?
-O Boże. To jest ... Jezu. Kim był ten koleś z Mrocznych? Co to w ogóle są "Mroczni"? - miałam teraz masę pytań na raz, ale nie potrafiłam zapytać o nic konkretnego. Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie usłyszałam.
-"Mroczni" to bombardowcy, ale nie tacy, którzy walczą na wojnie. - zaczął się śmiać na co i również ja się zaśmiałam.
-Pracowali z ekipą Zaca do czasu, aż jeden z nich przez przypadek nie wysadził jego magazynu. - słucham i dalej nie dowierzam. To było dla mnie zdecydownie za dużo. Nie mogłam się otrząsnąć. Błagałam, aby to wszystko okazało się tylko złym snem. Niestety to była rzeczywistość. Dostałam sms'a.
-Czyżby książę na białym rumaku przypomniał sobie, że ma dziewczynę? - Harry oczywiście musiał znowu sobie zakpić, ale dla mnie ta sytuacja zbyt przyjemna nie była. Odczytałam wiadomość. Zac chciał się spotkać. Po tym wszystkim sama nie wiem czy powinnam. Usłyszałam głos Harrego.
-Muszę już lecieć. Jakby co to dzwoń o każdej porze. - odszedł, a ja usiadłam na ławce trzymając w ręku telefon i zastanawiałam się co odpisać.
____________________________________
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

środa, 9 października 2013

ROZDZIAŁ 8.

Poczułam grunt pod nogami. Zorientowałam się, że Harry odsunął się ode mnie na bezpieczną odległość.
-A teraz posłuchaj, zabawimy się po mojemu. - uśmiechnął się szyderczo, wiedział, że się go boję. Byłam ciekawa co zamierza dalej zrobić, ale jedno jest pewne, gdy tylko Zac nas znajdzie, będę musiała się stąd wydostać.
-Więc, gdy pojawi się tu Zac podasz mu grzecznie to pudło, powiesz jak bardzo go kochasz i zapewnisz, że wrócisz do niego .... niebawem. - wskazał na chipsy, które stały na ziemi i znowu pojawiły się jego dołeczki. Wiem, że jestem głupia i nie powinno mi się to podobać, ale cóż ... podobało. Harry odszedł ode mnie i schował się za jakimiś kartonami, a ja w dalszym ciągu stałam przerażona i nie wiedziałam czy postąpić tak jak kazał Harry czy po prostu uciec i powiedzieć o całym zajściu Zacowi. Zobaczyłam szatyna wychodzącego zza rogu, postanowiłam kłamać.
-O Em tu jesteś. Szukałem cię, miałaś przynieść chipsy, które już się skończyły. - zobaczyłam jego ciepły uśmiech i zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, że go okłamuję.
-Tak, ja tylko ... - podniosłam pudełko leżące obok mnie - długo szukałam. Sam widzisz ile tu tego jest. - starałam się brzmieć normalnie, żeby niczego się nie domyślił.
-Proszę, weź je, a ja tylko poukładam te pudła, bo trochę namieszałam szukając chipsów. - w duchu modliłam się, aby niczego nie podejrzewał, bo w rzeczywistości wcale nie rozrzuciłam żadnych pudeł.
-Okeeej, będę czekał przy barze. - zabrał pudełko, dał mi całusa i odszedł. Było mi strasznie głupio, że nie powiedziałam mu prawdy, ale nie mogłam. Bałam się o niego, o siebie, o nasz związek, a nie mam pojęcia co jeszcze potrafi Harry wymyślić.
-Świetnie skarbie. - zobaczyłam Harrego, który zaczął klaskać. Wcale mi nie było do śmiechu.
-To nie jest śmieszne idioto! - byłam strasznie zła. Przez niego zaczynam tracić wszystko to na czym mi zależy.
-Idioto?! Serio?! Skarbie słyszałem w życiu gorsze wyzwiska, więc to na mnie wrażenia nie robi. - zaczął zbliżać się do mnie, a serce poskoczyło mi do gardła. Dosłownie.
-Więc na czym stanęło? - składał pocałunki wzdłuż mojej szyji. Poczułam bardzo wyraźnie jego perfumy. Pachniał niesamowicie, ale to nie zmienia faktu, że się panicznie boję.
-Harry ... Proszę daj mi spokój. - zaczęłam odpychać go od siebie, ale nie pomagało. On składał jeszcze więcej pocałunków i dotykał moich piersi. Wcale mi się to nie podobało, bo wiedziałam do czego może dojść. Postanowiłam raz, a skutecznie go odsunąć. Kopnęłam go w krocze i natychmiast zaczęłam uciekać. Miałam nadzieję, że odpuści sobie. Przynajmniej tym razem. Po chwili zobaczyłam go za mną, dogonił mnie. Kurwa.
-Gdzie kurwa uciekasz?! Nawet nie wiesz jak sobie tym szmato pogorszyłaś. - szarpał mnie i ciągnął. Jedyne co mogłam to zacząć płakać. Zobaczyłam jak pośpiesznie ściąga ze mnie uniform, koszulkę i spodenki. Stałam przed nim w samej bieliźnie. Moje pojedyńcze łzy zamieniły się w potok. Na jego twarzy pojawił się uśmieszek. Podobało mu się to, że już nie mogę nic zrobić. Ściągnął resztę mojej garderoby. Zobaczyłam również jego opadające spodnie i poczułam go w sobie. Bolało niezmiernie. Po kilku pchnięciach nie chodziło mi już o ból fizyczny, a psychiczny. Starałam się powstrzymać płacz i łkanie, błagałam, żeby przestał, ale to było na marne. Poczułam w końcu, że doszedł. Wyszedł ze mnie, a ja opadając na ziemię nadal nie mogłam się pozbierać. Nie wierzę, że to przydarzyło się akurat mnie. Po kilku minutach ciszy Harry się odezwał.
-Widzisz słońce ... Dostałaś właśnie ode mnie dwie lekcje. Po pierwsze już wiesz, że zawsze dostaję to czego chcę. A z drugiej wynieś to, że nie warto się mi sprzeciwiać, bo będzie dwa razy gorzej. - ubrał spodnie, dał całusa w policzek i wyszedł, zostawiając mnie nagą. Pośpiesznie się ubrałam. Muszę w końcu wyjść do Zaca. Pytanie tylko co mu powiem? Hej, jestem zapłakana, bo twój braciszek właśnie mnie przeleciał? Boże nawet w myślach to nie brzmi za dobrze. Wróciłam do baru przy którym stał Zac. Od razu zauważył, że coś się stało.
-Skarbie, co się stało? - dobre pytanie Zac, sama chciałabym to wiedzieć.
-Nic takiego, tata właśnie do mnie zadzwonił, że mama zachorowała, ale już jest stabilnie. - świetnie Emily. Okłamuje własnego chłopaka, ale nie mogłam mu na razie powiedzieć prawdy, muszę podtrzymywać moje kłamstwa.
-Przykro mi. Mam nadzieję, że szybko wyzdrowieje. - posłał mi pocieszające spojrzenie, a u mnie znowu odezwały się wyrzuty sumienia. Postępuję nie fair. Mam już tego dość.
                                                         ***
Impreza dobiegała końca, ludzie się rozchodzili, a ja i Zac zaczęliśmy powoli sprzątać. Doprowadziłam się już do stanu "normalności" cokolwiek to znaczy, ale pomimo wszystko cały wieczór miałam w głowie obraz sprzed kilku godzin. Nie wiedziałam co będzie dalej i chyba nawet wolę nie wiedzieć. Około godziny 3.30 zamknęłam bar i udaliśmy się pod mój dom. Zac odprowadził mnie do drzwi.
-Hej, nie martw się już skarbie. Wszystko będzie dobrze, mama wyzdrowieje. - nie o nią się teraz martwiłam, bo nawet chora nie była. Gorzej z moim samopoczuciem i psychiką.
-Też tak myślę. Dziękuję za dzisiejszą pomoc. Dobranoc. - dałam mu buziaka i weszłam do mieszkania nie czekając nawet na "dobranoc" z jego strony. Chciałam jak najszybciej być w domu. Od razu udałam się pod prysznic. Tego potrzebowałam. Po relaksującej kąpieli spojrzałam na wyświetlacz komórki. Dwie nieodebrane wiadomości. Pierwsza była od Zaca.
Dobranoc x 
Na mojej twarzy od razu zagościł uśmiech. Był naprawdę kochany. Natomiast druga wiadomość za ciekawa nie była.
Jesteś strasznie ciasna, ale i tak chciałbym powtórkę. To kiedy i gdzie? ~ H
Moje życie zamienia się w piekło i sądzę, że to się szybko nie skończy.
________________________________________________
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

sobota, 28 września 2013

ROZDZIAŁ 7.

Wróciłam do domu cała zapłakana. Usiadłam w fotelu i wyciągnęłam ponownie zdjęcia z koperty. Łzy płynęły strumieniami po moich policzkach, ale nie dbałam teraz o to. Co ja powiem Zacowi? Czy w ogóle mu mówić? Przecież nie chcę go zranić. Nie teraz. Nie mogę tego zrobić teraz, gdy zaczęło nam się układać. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk mojej komórki. Sms. Chyba nie muszę już mówić od kogo.
Dopóki będziesz robiła co każę, Zac o niczym się nie dowie. ~ H
Czy ten koszmar się kiedyś skończy?! Nie chciałam mu już odpisywać, po prostu nie miałam na to siły. Wzięłam prysznic i udałam się do łóżka. Jutro muszę już iść do pracy. O dziwo szybko zasnęłam.
***
Obudził mnie dźwięk mojego budzika. Miałam jeszcze dwie godziny do pracy. Wstałam, wzięłam prysznic i zaczęłam przygotowywać śniadanie. Cały czas patrzyłam na moje nagie zdjęcia, które wczoraj zostawiłam na stoliku. Próbowałam zrozumieć jakim cudem sprawy zaszły aż tak daleko. Niedawno próbowałam się pozbierać po zdradzie Liama, a teraz? Robię Zacowi dokładnie to samo co mi zrobił Liam, jestem taka sama. Skończyłam jeść płatki, umyłam miskę i założyłam ubrania do pracy. Byłam gotowa. Przed wyjściem schowałam zdjęcia do szafki z bielizną, nie chcę żeby dostały się w niepowołane ręce.
Doszłam do baru, w którym pracowałam. Na dzień dobry przywitały mnie pretensje Josepha.
-Dziewczyno, gdzie ty wczoraj byłaś?! - był niesamowicie wściekły, ale przecież Harry zapewnił, że zadbał o zastępstwo. Nie rozumiem o co te całe pretensje.
-Ja ... przepraszam miałam dużo na głowie. To się już więcej nie powtórzy. - przysięgam, że jeśli ponownie spotkam Harrego, zabiję go.
-Dobra, pośpiesz się, dzisiaj wieczorem jest impreza. Musisz zostać po godzinach. - świetnie, teraz jeszcze muszę zostać dłużej w pracy.
-Ale ... - próbowałam jakoś się wymigać. Muszę przyznać, że nie należę do osób, które lubią robić czegoś poza swoje obowiązki.
-Chyba to nie jest dla Ciebie problem? W każdej chwili możesz odejść, nie trzymam Cię tutaj na siłę, ale jutro już możesz nie przychodzić. - widziałam wyraz jego twarzy, więc wolałam już się nie odzywać. Pod koniec zmiany Joseph pozwolił wyskoczyć mi po coś do jedzenia, żebym miała siłę siedzieć za barem do 3.00. Udałam się szybko do knajpy, zamówiłam jedzenie na wynos i usiadłam przy stoliku czekając na odbiór. Moją uwagę przykuła brunetka w wysokim kucyku. Zaśmiała się, a ja nie musiałam widzieć jej twarzy, żeby wiedzieć kim jest. To była Ashley. Siedziała przy stoliku z jakimś chłopakiem. Wydawał się być starszy od niej. Gestem ręki wskazał na mnie na co Ashley się odwróciła. Od razu zobaczyłam nienawiść w jej oczach tylko za co? Przecież to nie była moja wina, ale widocznie ona sądzi inaczej. Podeszli do baru stając jednocześnie obok mojego stolika. Chłopak płacił kelnerowi, natomiast wzrok Ashley cały czas był skierowany na moją osobę.
-Chodź Steven, nie chcę zwymiotować na czyiś widok. - rzuciła złowrogie spojrzenie, a ja tylko spuściłam głowe w dół. Miałam tego dość, ale byłam zbyt słaba i nieśmiała żeby jej cokolwiek odpowiedzieć. Po kilku minutach odebrałam moje zamówienie i udałam się z powrotem do pracy.
-Hej Joseph, już jestem - powiedziałam, kładąc jedzenie i ubierając uniform.
-Świetnie, zjedz szybko i pomóż rozkładać stoliki. - posłuchałam go i pośpiesznie zjadłam lunch. Przygotowaliśmy klub do 21.00. Byłam zmęczona tym wszystkim, ale obiecałam, że zostanę do końca i zamknę klub.
-Ja już lecę.  Przyjdź jutro na 13.00, ja mam klucze zapasowe, a tymi zamknij drzwi.  - Joseph wręczył mi klucze i wyszedł z klubu. Zostałam sama. Pomału schodziło się dużo ludzi. Kilka bójek, głośna muzyka i pełno spoconych osób na parkiecie, ale jak to każda impreza.
-No cześć piękna.  - poczułam parę rąk za mną.  Szybko się odwróciłam, a na mojej twarzy od razu zagościł uśmiech.
-Zac! Co ty tu robisz? - byłam zaskoczona, że przyszedł.
-Wiesz, byłem po moją dziewczynę w jej mieszkaniu, ale nikogo nie zastałem. Chciałem jej zrobić niespodziankę i wyciągnąć ją na imprezę, ale widać, że bawi się już beze mnie. - chciał wyglądać na smutnego. Nie wyszło mu to. Zaczęłam się głośno śmiać i wróciłam do dalszego obsługiwania klientów.
- Więc może zatańczymy dopóki nie wróci moja dziewczyna? -nie mogłam powstrzymać śmiechu.
-Przykro mi. Pracuję. - bardzo chciałam się bawić na parkiecie jak inni, ale obowiązek to obowiązek. Trzeba go wykonać.
-Hmmm ... Skoro ty nie możesz tańczyć, to ja mogę ci pomóc. - patrzyłam na niego zdziwiona, a on zabrał ode mnie ścierkę, pościerał z blatu i zaczął nalewać piwo dla klienta.
-To miło, że chcesz mi pomóc. Skoczę po dodatkowe paczki chipsów, poradzisz sobie? - starałam się przekrzyczeć muzykę.
-Jasne, idź.  - posłał mi uśmiech, a ja ruszyłam na tyły baru gdzie przechowywaliśmy paczki.
-Gdzie Joseph położył te kartony?! - mówiłam sama do siebie, okej dziwna jestem. Nie mogłam znaleźć odpowiedniego kartonu, a to doprowadzało mnie do szału.
-Tego szukasz skarbie? - usłyszałam głos za sobą, ale nie należał on do Zaca ... To był Harry. Odwróciłam się i zobaczyłam idiotę (czytaj Harry) z szukanym przeze mnie kartonem w ręce.
-Tak, dziękuję.  - zbliżyłam się, aby odebrać własność, ale on momentalnie rzucił paczkę i złapał mnie za rękę.
-Czego kurwa chcesz?! - byłam wkurwiona. Po co on w ogóle przychodzi?! Nie rozumie co to znaczy "daj mi spokój"?!
-Skarbie dobrze wiesz czego chcę. Ciebie. - zamarłam i nie wiedziałam co dalej zrobić.  Poczułam, że odrywam się od ziemi . Zostałam przywarta do ściany. Harry zaczął składać pocałunki wzdłuż mojej szyi. Z jednej strony tego nie chciałam, ponieważ bardzo zależało mi na Zacu, ale z drugiej Harry miał coś w sobie takiego co tylko do niego przyciągało. Sama się już pogubiłam. Starałam się oderwać od Harrego, ale to tylko spowodowało jeszcze mocniejszy uścisk z jego strony. Harry jechał dłonią w kierunku guzika od moich spodenek. Usłyszałam kroki zbliżające się w naszą stronę. 
-Em jesteś tu? Musisz mi pomóc. - znajomy głos rozbrzmiał w moich uszach i wiedziałam, że należy do Zaca. 
-Harry puść mnie! Zac tu idzie! - miałam nadzieję, że mnie puści i nie będę musiała się tłumaczyć przed Zackiem.
-To świetnie, że idzie. Będzie miał co podziwiać skarbie - posłał chytry uśmieszek i dalej całował moją szyję. Świetnie, jestem skończona.
_________________________________________________________________________________
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

sobota, 7 września 2013

ROZDZIAŁ 6.

Siedziałam w niemałym szoku na łóżku i patrzyłam jak Harry się do mnie zbliża z tacą, na której stał sok pomarańczowy i tosty. Usiadł obok mnie, a ja szybko wyskoczyłam z łóżka. Dopiero teraz się zorientowałam, że nadal jestem naga. Szybko porwałam kołdrę, owinęłam się w nią i ruszyłam do łazienki. Chciałam zamknąć drzwi, ale Harry je przytrzymał i wszedł za mną. Super.
-Kurwa co się wczoraj stało? Harry co ty kurwa zrobiłeś?! - rzuciłam się na niego z pięścią, podtrzymując drugą ręką kołdrę, ale przecież on był silniejszy, więc i tak to nic nie dało.
-Kochanie spokojnie. Wczoraj chyba troszeczkę za dużo wypiłaś, ale nie martw się załatwiłem ci zastępstwo w pracy, więc Lucy cię nie wyleje. Tym razem.
-Tym razem?! Kurwa co ty sobie wyobrażasz?! Byłam z Zackiem w klubie, ale ... jak się tutaj znalazłam? Czy my ...? - byłam przerażona tą myślą, że mogłoby do czegoś dojść, ale musiałam mieć stuprocentową pewność.
-Oj tak skarbie, byłaś taka ... ciasna i dzika - co on wygaduje?! Nie mogło do tego dojść! Co ja teraz powiem Zacowi?! Wyszłam z łazienki, zabrałam potrzebne ubrania i ponownie wróciłam do Harrego.
-Muszę wziąć prysznic, czy mógłbyś?
-A może ci pomóc umyć plecy? - widziałam ten jego uśmieszek. Denerwuje mnie, a teraz nawet obrzydza.
-Nie, wynoś się!  - musiałam podnieść ton, żeby w końcu zrozumiał.
-Okej, ale pośpiesz się, bo musimy gdzieś skoczyć. - "skoczyć"?! Że niby my? Nie ma mowy.
-Na pewno razem nigdzie nie "skoczymy".
-Oj myślę, że powinnaś nad tym pomyśleć, bo chyba nie chcesz, żeby Zac się o naszej nocy dowiedział prawda? - zamurowało mnie. I co ja mam teraz zrobić? Nie mogę pozwolić mu się szantażować, ale nie chcę też stracić Zaca. Zamknęłam drzwi łazienki wcześniej wyrzucając Harrego i udałam się pod prysznic. Najgorsze co mnie mogło spotkać to spędzona noc z bratem mojego chłopaka.
Harry's POV
Wyszedłem, a raczej wyrzucono mnie z łazienki. Wiedziałem, że Emily się zgodzi jechać ze mną, bo zależało jej na moim bracie. Sam nie wiem co w nim widzi, ale cóż każdy ma swój gust. Podszedłem do szafki nocnej i wziąłem telefon.  Szybko wystukałem numer do kumpla, którego znałem jeszcze z czasów dzieciństwa.
*-No siema stary, jak wyszły?
-Całkiem nieźle, wszystko widać, ale jesteś pewny, że chcesz to zrobić Zacowi i tej dziewczynie?
-Tak jestem pewny. Powiedziałem ci, że mi na niej zależy.  
-Nie sądzę, żeby cię za to pokochała.
-Stary muszę kończyć, wpadniemy z Em ok 18.00.
-Dobra czekam.*
Akurat skończyłem rozmowę, gdy w drzwiach pojawiła się Emily. Była już ubrana, a ja dalej stałem w bokserkach. Szybko się ubrałem.
-To co przemyślałaś moją propozycję? - zgodzi się jeśli zależy jej na Zacu.
-Okej niech będzie, ale tylko dziś.  - tak! Wiedziałem. Była już 15.00, więc nie miałem zamiaru jeść tego "śniadania", które przygotowałem. Zaproponowałem, żebyśmy skoczyli coś zjeść, a Emily nie miała wyjścia, zgodziła się.  Po 20 minutach siedzieliśmy w restauracji. Zabrałem menu i zajęliśmy miejsca. 
-Na co masz ochotę?  Ja dzisiaj stawiam.
-Nie jestem głodna. - miała tylko spędzić ze mną czas czy o tak wiele prosiłem?
-Wiem, że nie jesteś tu z własnej woli ...
-No łał, szybki jesteś. - nie lubiłem jak ktoś mi przerywał, a jeszcze takim tonem.
-ale chociaż kurwa mogłabyś udawać, że się nie nudzisz?! - podniosłem ton, ale ją to nawet nie ruszyło. Zaczęła bawić się serwetką. Wkurwiłem się.  Chwyciłem jej podbródek i przekierowałem go tak, żeby na mnie spojrzała.
-Nie wolno mnie ignorować. Zapamiętaj skarbie. - powiedziałem to i złożyłem pocałunek na jej ustach. Przez chwilę walczyła, bo tego nie chciała, ale to tylko mnie zachęciło, żeby jeszcze bardziej pogłębić pocałunek. W końcu przyszła kelnerka, więc odsunąłem się od Emily.
-No to co wybrałaś już coś kochanie? - posłałem jej uśmieh, a ona siedziała zdezorientowana albo można powiedzieć wściekła. Podobała mi się jej mina.
-Ja poproszę sałatkę z kurczakiem i wodę. - nie sądziłem, że coś zamówi. Widocznie pocałunek ją zachęcił do jedzenia.
-A dla Pana?
-Poproszę to samo. - posłałem kelnerce uśmiech gdy odchodziła. 
-Nie rób tego więcej. - odezwała się Emily, ale jakoś zadziwiająco spokojnie.
-Bo co?
-Bo tego pożałujesz. - ona naprawdę myśli, że się jej boję? Śmieszna jest.
-Oj skarbie, nie groź mi, bo i tak się ciebie nie boję. - posłałem uśmieszek, a ona tylko się denerwowała. Po trzydziestu minutach kelnerka przyniosła nam nasze zamówienia.
-Idziemy gdzieś jeszcze? Czy może będziesz łaskawy zostawić mnie w spokoju? - odezwała się Emily, przerywając tym samym ciszę.
-Tak skoczymy jeszcze w jedno miejce. I zapamiętaj, nigdy nie dam ci spokoju. - powiedziałem to powoli, a ona się wzdrgnęła. Ciekawe w jakim stopniu się mnie bała?
-Proszę daj sobie spokój. Kocham Zaca, a Tobie z Ashley na pewno się jeszcze ułoży. - ona sobie kpi tak? Idiotka z niej, ale ma szczęście, że jest seksowna.
-Posłuchaj uważnie, albo cię kurwa będę miał albo Zac trochę ucierpi, więc lepiej mnie słuchaj i nie próbuj żadnych głupich sztuczek okej? - powiedziałem to dość ostro, ale wkurwiła mnie i to bardzo. Już się nie odezwała, bo z pewnością nawet nie wiedziała co miałaby powiedzieć. Zjedliśmy, zapłaciłem rachunek i udaliśmy się w stronę fotografa. Mój kumpel, z którym rozmawiałem dziś rano jest fotografem. Miał dla mojej towarzyszki mały prezent. Doszliśmy na miejsce dwadzieścia minut przed czasem, ale Josh już był.
-Okeeeej, po co przyszliśmy do fotografa? Raczej nie będziemy robić zdjęć. - zakpiła, a ja wiedziałem, że odechce jej się żartów jak tylko zobaczy co dla niej mam.
-Spokojnie, wszystko w swoim czasie. - posłałem jej chytry uśmieszek. Od razu wyraz jej twarzy zmienił się na bardziej poważny. W drzwiach ciemni pojawił się Josh.
-Już są gotowe. Na pewno je chcecie?
-Ale co chcemy?! - oj biedna Em, nadal nie wie jakie piekło ją czeka.
-Tak, dawaj. - powiedziałem ostrym tonem, chciałem już widzieć efekty pracy.
-Może milej idioto, co? - zawsze lubił mnie wyzywać od "głupków", "idiotów" etc. Nie przeszkadzało mi to jakoś specjalnie.
-Przepraszam Proszę Pana, czy mógłbym otrzymać zdjęcia?
-O wiele lepiej Sommers. - oh kocham tego gościa. Gestem dłoni pokazał mi, że mam iść za nim do ciemni. Wziąłem Emily za rękę i poszliśmy za Joshem. Wręczył nam dwie koperty.
-Proszę, Twoje zamówienie. - na to czekałem. Szybko otworzyłem kopertę i uśmiech pojawił się na mojej twarzy. To był efekt na jaki liczyłem.
-A ty nie otworzysz? - wskazałem ręką na kopertę, którą trzymała Emily. Popatrzyła na mnie, a następnie otworzyła mój prezent. Sądząc po jej minie zawartość musiała ją zszokować. Spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem.
-Harry ... Co to ma być?
-To co widzisz skarbie. Podobają się?  - wiedziałem, że dzięki temu będę miał Emily na zamówienie.
-Harry, przecież to są zdjęcia z naszej ostatniej nocy, z naszego stosunku! - łzy napłynęły jej do oczu, ale mam to w dupie. Na mojej twarzy był tylko uśmiech od ucha do ucha.
-Tak skarbie, zabawa dopiero się zaczyna. Powiedziałem, że Cię zdobędę i tak będzie.  - wyszeptałem jej do ucha po czym udałem się za Joshem zostawiając Emily zaczynającą płakać.
_________________________________________________
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

sobota, 31 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 5.

Ashley's POV
Wróciłam do domu cała zapłakana. Dlaczego Harry mi to robi?! Nie wystarczam mu?! Wiedziałam, że nie jest wspaniałym chłopakiem, ale żeby aż tak mnie nie szanował?! Weszłam do naszego pokoju, wyciągnęłam walizkę z szafy i zaczęłam pakować do niej swoje rzeczy. Zobaczyłam, że akurat Harry wszedł do pokoju.
-Co ty wyprawiasz?! Pojebało Cię do końca?! - na pewno po tym wszystkim nie zostanę tutaj, nie przy nim.
-Wynoszę się stąd. Wolisz Emily? Proszę bardzo, leć do niej. Może jeszcze siedzi na schodach ta szmata.
-Co Ci znowu powiedziała? - on ma czelność jeszcze się głupio pytać?
-Pokazała mi ładną pamiątkę, którą jej wczoraj zostawiłeś. - byłam niesamowicie wkurwiona. -A teraz wybacz, ale nie mam zamiaru tutaj być dłużej. Przyjadę po resztę rzeczy jak Ciebie nie będzie. - wzięłam walizkę i miałam już wychodzić, ale poczułam uścisk na nadgarstku.
-Kurwa puść mnie! Zrozum z nami koniec. A i szczęścia Ci życzę, chociaż postaram się, żeby nie było za kolorowo. - posłałam mu uśmieszek i wyszłam. Sama nie wiem gdzie teraz pójdę. Nikogo tu nie znam, a kasy na samolot też nie mam. Poproszę Zaca o małą pożyczkę i może zatrzymam się w jakimś motelu. Zeszłam na dół i znalazłam Zaca w salonie z butelką whisky. Jedna już stała na szafce pusta. Wiedziałam, że był strasznie załamany. Podeszłam do niego bliżej. 
-Hej Zac, jak się czujesz? - a jak się mógł czuć? Głupie pytanie.
-Jest dobrze. - zapadała niezręczna cisza, ale wiedziałam, że nie jest za dobrze.
-Wiesz tylko co jest najgorsze? - odezwał się nagle Zac. -że nawet nie wiem jak mam się zachować. Udawać, że jest okej? Całować Emily z myślą, że jego usta też dotykały jej ciała? - było mu strasznie ciężko, doskonale wiedziałam co czuje. 
-Wiem co czujesz Zac. Sama właśnie zerwałam z Harrym. Po tym wszystkim nie mogę tu zostać. 
-Może chciałabyś się zatrzymać u Stevena? - nie wiedziałam kto to, a miałabym u niego zamieszkać? Boże, jakie to pokręcone.
-A kto to w ogóle jest? Masz zaufanie do niego? - Zac tylko się zaśmiał.
-Spokojnie. To mój przyjaciel. Znam się z nim już ponad 6 lat. - odetchnęłam z ulgą. I tak nie mam gdzie iść to co mi szkodzi. Zgodziłam się.
-Okej, zadzwonię do niego później i powiem, że tam jesteś. A teraz masz. - podał mi klucze. Jak się domyśliłam to zapasowe do domu Stevena. 
-Dzięki. - posłałam mu uśmiech i usłyszałam kroki na schodach. To pewnie Harry schodzi na dół. 
-Zac wyślij mi adres sms'em. Nie chcę kolejnego spotkania z Harrym. - powiedziałam to, wzięłam walizkę i wybiegłam z domu. Po chwili dostałam sms'a z adresem. Pośpiesznie zadzwoniłam po taksówkę. Dopiero Harry zobaczy co stracił.
Emily's POV
Byłam zmuszona wrócić do domu taksówką. Doszłam pieszo do sklepiku, w którym zapytałam o adres, bo oczywiście nie wiedziałam nawet gdzie byłam. Po piętnastu minutach dostałam się do domu. Położyłam się do łóżka cała zapłakana. Usłyszałam dźwięk komórki. 
Co Ty kurwa powiedziałaś Ashley?! Zerwała ze mną. Musimy pogadać ~ H
Świetnie. Teraz mam przejebane. Przeze mnie rozwalił się związek Harrego. Odpisałam mu.
Nic takiego nie powiedziałam. Byłam tylko szczera. Nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego, a już na pewno nie chcę rozmawiać.
Mam dość. Cały czas leżałam i wyłam jak głupia. Znowu mój telefon zadzwonił. Kurwa czy on nie wie co to znaczy nie?!
Znajdę sposób do rozmowy. Całuski ~ H
On mnie powoli przeraża. Minęła godzina 21.00. Nie chciałam już o tym myśleć. Po krótkim czasie zasnęłam. 
***
Rano obudziłam się z bólem głowy i opuchniętymi oczami. Wyglądałam koszmarnie. Mimo wszystko wstałam i poszłam się ubierać. Muszę przecież iść do pracy. Nałożyłam tonę makijażu, żeby Joseph znowu nie pytał co się dzieje. Założyłam buty, zamknęłam drzwi i ruszyłam w stronę pracy. Doszłam po jakiś dziesięciu minutach i powitałam Joseph'a uśmiechem. Chyba niczego nie podejrzewa.
Dzień mijał mi nudno, ale już się przyzwyczaiłam. Pod koniec pracy pojawił się Zac. Nie wiedziałam czy mam się cieszyć czy płakać.
-Hej, podać Ci coś? - musiałam go obsłużyć. Moja zmiana trwała jeszcze dziesięć minut.
-Tak, możesz dać piwo i hej Em ... chciałbym zacząć wszystko od nowa. - zdziwiłam się. O czym on w ogóle mówił?
-Mógłbyś mówić jaśniej? - na prawdę nie wiedziałam o co chodzi, ale no w końcu nie zerwaliśmy ani nic.
-No wiesz ... jesteśmy w dalszym ciągu parą i nie powinienem był Cię wyrzucać. Nie chciałaś tego. Zachowałem się jak idiota. - tak owszem się tak zachował.
-Okej rozumiem. Byłeś w szoku, nic się nie stało. - postanowiłam chociaż udawać, że ta kłótnia nie zrobiła na mnie wrażenia, ale wcale tak nie było. Podałam mu jego piwo i poszłam odbić dyskietkę po skończonej pracy. Zac jeszcze na mnie czekał.
-Odprowadzę Cię. - nie miałam nic przeciwko. Ruszyliśmy w kierunku mojego domu.
-Może skoczymy dzisiaj na imprezę? - nie byłam przekonana po tym co stało się na ostatniej.
-Może lepiej nie. - widziałam, że posmutniał.
-Proszę Cię, pójdziemy sami. Tylko ja, ty i muzyka co ty na to? No i oczywiście nie będziemy za długo, bo jutro musisz iść do pracy tak samo jak ja. - zobaczyłam jego uśmiech i tą nadzieję w oczach. Nie mogłam mu dłużej odmawiać.
-No dobra, poddaję się. Pójdziemy na tą imprezę.
-Jest, dziękuję. Wpadnę o 20.00 - dał mi buziaka w policzek na do widzenia, a ja szybkim krokiem udałam się do domu. Mam nadzieję, że będziemy się doskonale bawić.
Harry's POV
Cały dzień spędziłem przed telewizorem. Bez Ashley jest jakoś nudno. Mimo, że nie przepadałem za nią, mogłem ją pieprzyć. A teraz kurewsko mi tego brakuje. Emily od wczoraj też się nie odzywała, ale znajdę sposób, żeby tego pożałowała. Przed 19.00 wrócił Zac.
-Gdzie byłeś? - chciałem jakoś zacząć rozmowę. Po wczorajszej akcji w ogóle nie gadaliśmy oprócz wyzwisk i jego prawego sierpowego w moją twarz. Skurwiel też popamięta.
-Nie Twój interes. - rozumiem, że jest zły, ale niech wrzuci trochę na luz. Wysłał do kogoś sms'a i poszedł pod prysznic. Skorzystałem z okazji i sprawdziłem jego telefon. Akurat natrafiłem na ciekawy sms.
Za dwadzieścia minut będę. Włóż coś seksownego.
Jestem ciekawy dokąd pójdzie. Postanowiłem pobawić się trochę w detektywa i go śledzić. Gdy Zac wyszedł, ruszyłem za nim. Poszedł do domu Emily. Byłem zdziwiony, ale to oznacza niezłą zabawę. Musiałem się chować za drzewa, żeby mnie nie zauważył. Doszli do klubu. Wszedłem za nimi i zamówiłem drinka. Miałem dobrą widoczność na nich, ale oni nie zwracali na mnie uwagi. Siedziałem już trzy godziny "podziwiając" ich. Byli nieźle wstawieni. Emily ledwo trzymała się na nogach, a Zac ciągle się śmiał jak głupi. Nagle Zac poszedł do toalety, a Em została przy stoliku. Postanowiłem do niej podejść.
-Hej, może mógłbym zaproponować ci drinka?
-A my się w ogóle znamy? - zaczęła się śmiać. No tak, nie dość, że nawalona w trzy dupy, to jeszcze nawet mnie nie kojarzy. Wykorzystam to.
-Tak, znamy się.  Jestem kolegą twojego chłopaka.
-To ja mam chłopaka? - znowu się zaczęła śmiać. Jak można doprowadzić się do takiego stanu?! Ten kto nie poznał jeszcze Emily nie zrozumie tego.
-Chodź, pójdziemy na świeże powietrze. - wyprowadziłem ją z klubu. Zac będzie jej szukał, ale nie dbam o to. Zaprowadziłem ją do domu. Rano się dziewczyna zdziwi.
Emily's POV
Obudziłam się z niesamowitym bólem głowy i ... we własnym łóżku? Nie pamiętam jak się tu dostałam. I dlaczego ja byłam naga?!
-Dzień dobry skarbie. - zobaczyłam Harrego w bokserkach niosącego śniadanie. Co stało się zeszłej nocy?! Czy ja z nim ... współżyłam?! To nie może być prawda!
_________________________________________________
CZYTASZ = KOMENTUJESZ